Jesteś niezalogowany
NOWE KONTO

Polski Deutsch

      Zapomniałem hasło/login


ä ß ö ü ą ę ś ć ł ń ó ż ź
Nie znaleziono żadnego obiektu
opcje zaawansowane
Wyczyść




Panoramy Bielawy, Bielawa
Popski: Raczej koniec XIX w. :
Panoramy Bielawy, Bielawa
Popski: Podmieniono na lepszy skan korekta górnego datowania wg roku obiegu pocztowego.
Niemcza
Hellrid: Katholische Schule
Kapliczka, ul. Parkowa, Pieszyce
Hellrid: Ulica Parkowa (w Pieszycach) przeniosłem + znacznik.
Kamienica nr 51, Dzierżoniów
Keco: Portal w nieistniejącej kamienicy Sadebecków.
Młyn Dzierżoniów, ul. Batalionów Chłopskich, Dzierżoniów
Keco: Też to brałem pod uwagę. No i ten napis na silosach jakiś taki przyklejony.

Ostatnio dodane
znaczniki do mapy

Alistair
kitapczy
TW40
Hellrid
Hellrid
TW40
pavelo
TW40
kitapczy
TW40
Wolwro
Wolwro
Wolwro
Wolwro
Sendu
Sendu
Mmaciek
Mmaciek
Sendu
Wolwro
t.ziemlicki@wp.pl

Ostatnio wyszukiwane hasła


 
 
 
 
Złowieszcze widmo DAG-Alfred Nobel
Autor: tinn°, Data dodania: 2008-10-22 20:42:37, Aktualizacja: 2008-10-22 20:42:37, Odsłon: 2039

Wstęp
Szczątki ciał żołnierzy radzieckich wisiały na gałęziach drzew. Urwaną dłoń jednego z nich polscy kolejarze znaleźli sto metrów od centrum eksplozji. Tak tragicznie zakończyła się wyprawa czerwonoarmistów po puszkę czerwonej farby do jednego z magazynów w ukrytym w lasach koło Nowogrodu Bobrzańskiego poniemieckim kombinacie chemicznym. Rosjanie zlekceważyli niemieckie jeszcze napisy ostrzegawcze, by do bunkra nie wchodzić z otwartym ogniem...

Armia Czerwona fabryką już się nie interesowała, ale na pewno zainteresowała się nią wkrótce po zajęciu w lutym 1945 miejscowości Naumburg am Bober i pobliskiej Christianstadt, gdzie właśnie znajdował się wielki kombinat chemiczny DAG-Alfred Nobel-Dynamit Aktien Gesellschaft. Jeśli wierzyć Reginie Łażewskiej z Poznania, która w Christianstadt przebywała jako więźniarka przez cztery lata wojny, na krótko przed nadejściem frontu wschodniego Niemcy rozpoczęli demontaż niektórych urządzeń fabrycznych i ich wywożenie w głąb Rzeszy. Można domniemywać, że Niemcy zdemontowali najbardziej unikatowe instalacje i urządzenia, a resztą zadowolili się Rosjanie, którzy mieli cztery miesiące na demontaż, zanim w okolicach Nowogrodu Bobrzańskiego pojawili się polscy kolejarze.
W dużych halach produkcyjnych, elektrowniach, stacjach transformatorowych i innych obiektach nie było już żadnych maszyn. Pozostały tylko miejsca ich zamocowania. Pozostało też rurowanie, głównie z tworzyw sztucznych w kolorach: czerwonym, brązowym i gdzieniegdzie mleczno-białym, a także dość dużo małych silników elektrycznych, zamontowanych na rurowaniu, bądź tuż obok.
Już wtedy, latem i jesienią 1945 roku, na teren poniemieckiego kombinatu chemicznego zapuszczali się szabrownicy, najczęściej z Warszawy lub Łodzi. Przy fabrycznych bramach wystawiono więc posterunki Służby Ochrony Kolei, ale nie na wiele to się zdało. Czego nie wywieźli stąd Niemcy, Rosjanie i szabrownicy, zainteresowali się tym kolejarze, demontując urządzenia i obiekty, które (jak wspomina Sadowski) miały służyć odbudowie transportu po zniszczeniach wojennych.

- Sprawdzając stan urządzeń kolejowych (kontynuuje) posuwaliśmy się w głąb fabryki. Sieć torów była coraz rozleglejsza. Robiło to wrażenie sporej stacji. Idąc jednym z głównych torów, po około dwóch kilometrach natrafiliśmy na dwie potężne hale, łączące się pod kątem prostym. Przylegały do nich rampy kolejowe, a obok przebiegały tory. Jeden z nich, z dużym spadkiem, wchodził do podziemi pod jedną z hal. Brama wjazdowa była otwarta, a na jej progu zrzucono dużą ilość wapna gaszonego. W tę hałdę wapna wjechał parowóz, tak zwany tędrzak. Wszystko to wyglądało dziwnie. Uznaliśmy to za pułapkę i odstąpiliśmy od dalszego penetrowania tych obiektów.

Niedaleko jednej z bram wiodących na teren fabryki od strony szosy Nowogród-Lubsko, kolejarze natrafili na niewielkie bunkry o grubych murach, obsypane co najmniej trzymetrową warstwą ziemi, na której rosły: trawa, krzewy i drzewa.

- Nad wejściami do bunkrów wisiały tablice, które w kilku językach ostrzegały , że do tych pomieszczeń nie wolno wchodzić nikomu, kto posiada przy sobie jakiekolwiek elementy metalowe, na przykład guziki czy gwoździe w butach, ponieważ stanowi to zagrożenie dla życia. Nie zlekceważyliśmy tak groźnie brzmiącego ostrzeżenia. Ja i jeden z kolegów nie mieliśmy nawet plomb w zębach. Rozebraliśmy się więc do naga i weszliśmy do bunkra. W pomieszczeniu o wymiarach około dwóch na pięć metrów i dwóch metrów wysokości podłoga wyłożona była miękką gumą. Przy dłuższej ścianie stał drewniany stół z wbudowanym od strony ściany drewnianym korytem o głębokości około 10 centymetrów. Na dnie koryta leżała gumowa taśma. Nad lewym końcem stołu zwisała drewniana, czworokątna rura, natomiast na prawym końcu taka sama rura odchodziła w dół gdzieś w ziemię. Na stole walał się jakiś proszek koloru kremowego oraz takiego samego koloru torebki z papieru parafinowanego.
Nad wejściami do innych, podobnie zamaskowanych bunkrów wisiały natomiast tablice ostrzegające, że nie wolno wchodzić doń z otwartym ogniem. Ci, którzy je zlekceważyli, zginęli.
Gęsto rozstawione białe tablice z trupią czaszką i czarnym napisem ostrzegały, że na terenie fabryki wolno poruszać się tylko po traktach utwardzonych. Chodzenie na przełaj groziło niebezpieczeństwem. Jakim? Tego nie sprawdzaliśmy. To, że nikt z nas nie zginął w fabryce, zawdzięczamy temu, iż wierzyliśmy niemieckim tablicom ostrzegawczym. Jesienią 1947 roku zostałem przeniesiony z Nowogrodu Bobrzańskiego, ale w następnych latach, aż do 1959 roku, często bywałem w tym mieście. W rozmowach z kolegami zawsze wracaliśmy do wydarzeń na terenie fabryki, chociaż od tamtej pory już nigdy na jej teren nie wchodziłem.

Ukryte w lasach krzystkowickich opuszczone budynki dawnego kombinatu DAG-Alfred Nobel-Dynamit Aktien Gesellschaft straszą do dziś. Niczym złowieszcze widmo...


Leszek Adamczewski
"Głos Wielkopolski"
25 sierpnia 1997

/ / / / /